sobota, 31 stycznia 2015

Mydło galasowe

Jak usunąć trwałe plamy?

„Oj plama, plama, co za pech!” - śpiewały kiedyś donośnie głosy w reklamie. Zaraz potem pojawiał się cudowny odplamiacz: zabrudzenia znikały a ubranie wyglądało, jak nowe. Tyle, że... u mnie to nie zadziałało.

Później wielokrotnie „polowałam” na nowinki zwalczające uporczywe plamy. Z ciekawością i nadzieją testowałam zarówno naturalne odplamiacze, jak reklamowane środki chemiczne. Często jednak kończyło się to rozczarowaniem.

Owszem natychmiastowe zapranie plamy najczęściej przynosiło pozytywny efekt, ale wywabienie plam niezauważonych w porę, zazwyczaj stanowiło problem.

Do dalszych poszukiwań zmotywował mnie stan ulubionego lnianego obrusu, mocno „poszkodowanego” po służbie na świątecznym stole. Postanowiłam, że znajdę skuteczny sposób na odplamianie!

Mydło galasowe po raz pierwszy

Najbliższe ideału rozwiązanie podsunęła mi koleżanka - matka dzieciom i pogromczyni plam różnego pochodzenia. Okazało się, że do usuwania wielu zabrudzeń organicznych (na przykład z tłuszczu, krochmalu i białka) od dawna stosuje mydło galasowe.

Trafiła na nie, gdy jako młoda mama przerabiała temat, w czym prać pieluszki wielorazowe z mikrofibry. Tak, by były idealnie doprane, ale w naturalnym środku, który nie będzie uczulał jej córeczki.

Mydło galasowe jest wytwarzane na bazie roślinnych substancji piorących (które zawiera m.in. olej kokosowy i palmowy), a także szarego mydła potasowego. I oczywiście... galasu.

Początkowo sądziłam, że galas to również jakiś koncentrat roślinny. Byłam nieco zaskoczona, gdy na stronie jednego ze sklepów internetowych przeczytałam, że galas to wyciąg z wołowego woreczka żółciowego! Podobno jego właściwości myjące były znane od stuleci:)

Niezależnie od dawnej kariery w gospodarstwie naszych prababć, mydło galasowe jako odplamiacz przeżywa drugą młodość!

Gallseife, czyli wersja niemiecka

Zachęcona doświadczeniami przyjaciółki, sprawiłam sobie mydło odplamiające w wersji gallseife, czyli niemieckiej. Po pierwszych testach, niepozorna szara kostka zagościła w mojej łazience na stałe.

W ferworze dopierania wszelkich tkanin, nie uniknęłam też jednej wpadki. Zachwycona i ośmielona kilkoma pozytywnie zakończonymi akcjami, poszłam na całość z czerwoną serwetą o chropowatej fakturze i trudnym dla mnie do jednoznacznego zidentyfikowania materiale.

Mydełko odplamiające zaaplikowałam na wszystkie znalezione drobne plamki, po czym zajęłam się innymi pracami domowymi. Po kilku godzinach, bez specjalnych oględzin wrzuciłam serwetę do pralki. W konsekwencji uzyskałam obrusik z odbarwieniami w miejscu plam.

Jak używać mydełko odplamiające?

Mydło odplamiające stosuje się bezpośrednio przed planowanym praniem. Aby pozbyć się uporczywych plam, trzeba przez chwilę pocierać zabrudzone miejsca zwilżonym mydełkiem. Po kilku minutach należy spłukać namydlone miejsca i dorzucić poddane tym zabiegom ubranko do reszty prania.

Nakładając mydło na plamy czasem wygodniej jest skorzystać ze szmatki (większe powierzchnie) lub miękkiej szczotki (w przypadku bardziej „chropowatego” materiału). Ja mam „dedykowaną” do tego zabiegu szczoteczkę do zębów, którą wcieram mydło w porządnie zabrudzone miejsca np. kurtek trekkingowych.

W przypadku delikatnych (lub nieznanych) tkanin bezpieczniej jest zrobić "test odporności" na przebarwienia. Oczywiście testujemy w najmniej widocznym miejscu, nie przesadzając z czasem „przetrzymywania” niespłukanego mydła - tak, tak, mądry Polak po szkodzie:-)

Fajny efekt otrzymałam dodając do prania niewielką ilość startego mydełka (np. łyżkę stołową). Udało mi się w ten sposób „odszarzyć” kilka starszych ścierek do naczyń. I nie muszę się zastanawiać, jak doprać mankiety i kołnierzyki.

Dostępne jest też mydło galasowe w płynie. Jego aplikacja do „ogółu prania” jest wtedy jeszcze łatwiejsza – wystarczy wlać do pralki porcję płynu mieszczącą się w nakrętce. Może sprawię sobie obie wersje tego specyfiku.

A jakie są Wasze sposoby na uporczywe plamy?

piątek, 16 stycznia 2015

Nowy Rok zaskoczył

Nowy Rok zaskoczył mnie ogromem zadań i pomysłów. Minęły ponad 2 tygodnie stycznia - a ja dopiero rozejrzałam się, co się dzieje wokoło. I... z przyjemnością odnotowałam fakt, że nie jest aż tak źle jak by mogło być!

Otóż... uratowała mnie rutyna. Jakiś czas temu (zanim zabrałam się za likwidację chaosu w moim życiu), po takich 2 tygodniach zatracenia się w pracy, moje mieszkanie przedstawiałoby pejzaż po walce! Teraz wymaga tylko dopieszczenia i zwrócenia uwagi na szczegóły.

Z przyjemnością odnotowuję małe sukcesy, bo dostarczają mi motywacji do dalszej pracy nas sobą.

Nowe wyzwania zepchnęły nawet na dalszy plan tradycyjne noworoczne postanowienia. Chociaż jedno udało mi się określić: powrót do systematycznych wpisów na blogu :-)

Wkrótce podzielę się z Wami ostatnim odkryciem - pogromca plam wkracza do akcji!

A jakie postanowienia noworoczne zapełniły Wasze kalendarze? I co Wam przyniósł początek 2015?