piątek, 26 września 2014

Planowanie i luz

Był okres w moim życiu, kiedy planowanie, a szczególnie konsekwentne trzymanie się planu uznawałam za... wadę. W przyjaciołach ceniłam błyskotliwość, elastyczność i luz.
Z upływem lat zaczęłam dostrzegać zaskakujące zjawisko. Znajomi, którzy mieli plan i realizowali swoje cele, zaczęli wyglądać na całkiem zadowolonych z życia.
Tymczasem „urodzeni luzacy” stawali się jakby bardziej zestresowani i sfrustrowani, drepcząc przez lata w tym samym miejscu.
Oczywiście nie zmieniłam całkowicie upodobań towarzyskich. W dalszym ciągu lubię dzielić czas z ludźmi roztaczającymi aurę spokoju i luzu, ale... z subtelną nutą zapachu mistrza świata organizacji :)

piątek, 19 września 2014

Jak zmienić życie?

Pewnego dnia uświadomiłam sobie, że sukcesy odnoszone w rozmaitych dziedzinach nie prowadzą mnie do realizacji najważniejszych życiowych celów. Postanowiłam zawalczyć o swoje marzenia. Ale... jak zmienić życie?

Przez kilka lat nie byłam w stanie znaleźć punktu, od którego powinnam zacząć. Pomysł, by zacząć od uporządkowania własnego domu poraził mnie swoją prostotą.

Zmiany wprowadzone na ograniczonej przestrzeni mojego dwupokojowego mieszkania, nieoczekiwania dały spektakularne, pozytywne efekty również w innych sferach życia. Moi przyjaciele i znajomi zaczęli zauważać, że "coś jest na rzeczy" :)

Zorientowałam się, że opisując swoje doświadczenia mogę pomóc wielu osobom przytłoczonym wszechobecnym chaosem. I sceptycznych wobec pytania:

Czy marzenia się spełniają?

Spontaniczna potrzeba podzielenia się sprawdzoną przez siebie strategią doprowadziła do kolejnej niespodzianki. Zaczęłam spełniać marzenia z bardzo wczesnej młodości! Dobrze, że nie z dzieciństwa, gdy chciałam zostać Indianką:-)

A moim pierwszym (nie-indiańskim) pomysłem na życie było... pisanie książek!

wtorek, 2 września 2014

Pułapka wyłamanej szuflady

Spektakularne awarie, jak totalne zalanie mieszkania, zwykle mobilizują do podjęcia natychmiastowych działań. Ale drobne naprawy nie mają już w sobie takiej siły sprawczej. Hołubione „w tyle głowy”, całymi miesiącami zatruwają myśli frazesami:, „muszę to kiedyś naprawić”, „wkurza mnie brak światła nad lustrem”, „wszystko się psuje”, „do szału doprowadza mnie ta szuflada”, „tracę mnóstwo kasy przez ten cieknący kran”.
Z czasem człowiek oswaja się z niedziałającym sprzętem jako standardem.
I uważnie otwiera rozklekotaną szufladę. Chyba, że bardzo się śpieszy. Wtedy, trach! (autocenzor nie pozwala mi na przytoczenie potoczystej reakcji na widok zawartości rozsypanej na większej części podłogi).
Nie da się ukryć, że znalezienie kompetentnego i solidnego fachowca bywa dużym wyzwaniem. I to pomimo wszechobecnych narzekań, jak trudno jest znaleźć pracę. Przerobiłam ten temat szukając hydraulika do wymiany cieknącej spłuczki.
Wszyscy byli zainteresowani intratnymi zleceniami, jak wykończenie łazienki w stanie deweloperskim lub ewentualnie wykonanie kapitalnego remontu. Wszyscy, czyli... trzech, bo do tylu specjalistów zadzwoniłam. Potem przez kilka tygodni wytrwale instruowałam gości, jak mają sobie radzić w łazience. I oczywiście nie traciłam okazji do opisania „dramatycznych” doświadczeń
z zamówieniem prostej usługi.
Kiedy znudziła mi się ta zabawa, zadzwoniłam do kolejnego hydraulika z listy. Przyjął zlecenie, rozpracował model dolnopłuka, dostarczył potrzebne części
i skutecznie naprawił cieknący przybytek. Cała akcja zajęła dwa dni.
Mentalna pułapka wyłamanej szuflady jest naprawdę wredna. Wykorzystuje naturalną skłonność do odwlekania, żeby skazywać nas na długotrwałe tortury znoszenia niewygód
we własnym domu oraz... podświadomego zrzędzenia na samego siebie!